Mam dopiero 17 lat, ale już siebie nie lubię. Wiem, że pryszcze to normalna sprawa i każdy przez to przechodzi, ale mnie to dobija. Od jakichś 3 lat nie było takiego dnia, żebym miała gładką twarz. Ciągle coś wyskakuje. Najwięcej na czole i koło nosa. To są takie wielkie bruzdy. Czerwone i bolące przy dotyku. Żadna dziewczyna w klasie nie wygląda tak źle, jak ja. Muszę coś z tym zrobić.
Zaczęłam się malować, chociaż tego nie lubię. Nie chciałabym sobie niszczyć skóry w takim wieku. Tylko jak inaczej? Gdybym nic nie zrobiła, to chodziłabym z czerwonym nosem i całym tym syfem. To i tak mało mi pomaga, bo i tak wszystko widać. Sama się oszukuję, bo każdy i tak wie, co jest pod spodem.
Nie da się tak pomalować, żeby pryszcze zniknęły. To w ogóle jest sens?
Sama nie wiem, co jest gorsze... Te syfy na całej twarzy czy to, jak wyglądam, kiedy je zakryję pudrem. Nie da się zrobić tak, żeby było gładko, więc one odstają. Puder i podkład zbierają się na pryszczach i one wyglądają na jeszcze większe. A z drugiej strony, bez makijażu chyba bałabym się wyjść z domu...
Dermatolog mi powiedział, że nie powinnam tego robić, bo wreszcie zrobi mi się stan zapalny. Codziennie zatykam pryszcze kosmetykami i skóra w ogóle nie oddycha. Jak inaczej mam przeżyć ten czas? Niektórzy i tak się ze mnie śmieją, a bez maski będzie jeszcze gorzej.
Jak Wy sobie z tym radzicie?
Dominika